NOWOŚĆ: Potrzebujesz szybkiego wsparcia bez oczekiwania na termin? Sprawdź moje produkty w sklepie! >>
kobieta pracuje z kawą przy laptopie - freelansinki - freelance oczekiwania vs rzeczywistosc

14 lutego – święto zakochanych. Ja obchodzę je podwójnie – bo od 7 lat jestem szczęśliwie zakochana w tym samym mężczyźnie, a od 2 lat – w swojej pracy. Wczoraj minęły 2 lata od mojego przejścia na freelance. Z tej okazji opowiem Ci, jak wygląda u mnie po tych 2 latach zderzenie oczekiwań z freelancerską rzeczywistością. 😉

Zobacz także: Pierwszy miesiąc freelance’u: podsumowanie

Jak do tego doszło – nie wiesz?

Już Ci mówię.

Wszystko zaczęło się od tego, że na blogach Agnieszki SkupieńskiejLifeManagerki przeczytałam o czymś takim, jak freelance. Że to praca z domu, bez szefa nad głową. Też tak chciałam!

Na początku nie byłam pewna, co robić – chodziło mi po głowie robienie zdjęć, organizowanie imprez i copywriting. Wygrało pisanie – bo zawsze lubiłam pisać i czytać. Już widziałam siebie, jak siedzę przy pięknym białym biurku i piszę te wszystkie wspaniałe teksty…

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że pisanie tekstów to nie tylko piękny moment twórczego flow, ale też kawał mozolnej, rzemieślniczej roboty z poprawianiem. 😉

Że freelance to nie tylko wolność od etatu, ale też… od stałej wypłaty. Że czasem pracuje się więcej i dłużej niż na etacie. Że czasem do tej pracy brakuje motywacji i natchnienia, a pracować trzeba, bo deadline nie poczeka. Że czasem klienci mają oczekiwania z kosmosu i pomysły z d…  Z dołu kręgosłupa (oferuję stawkę 4 zł brutto za 1 000 znaków ze spacjami). Że nie zawsze jest tak pięknie i kolorowo, jak to wygląda na Instagramie.

Ale białe biurko mam, więc, jak widzisz, marzenia się spełniają. 🙂

freelance oczekiwania vs rzeczywistosc biale biurko

Freelance: moje oczekiwania vs rzeczywistość

Oczekiwania: będę wstawać do pracy, kiedy się wyśpię

Rzeczywistość: Poniekąd się sprawdziło. Mogę wstawać, kiedy zechcę. Moje freelancerskie poranki są o wiele spokojniejsze. Wreszcie nie stresuję się, że za późno wstałam, że autobus mi ucieknie, że muszę iść do biura pełnego ludzi, kiedy wcale nie mam na to ochoty. Nawet moje poniedziałki stały się przyjemniejsze, a kiedyś zaczynałam je od głośnego słowa na „k”, gdy tylko budzik skończył dzwonić. I nie była to „kawa”, oj nie. 😉

Teraz spokojnie wstaję, odpalam muzykę, piję wodę, ćwiczę i zabieram się za pracę. Nie muszę się malować (chyba że mam umówione konsultacje indywidualne), ani jakoś specjalnie stroić.

Ale z tym wysypianiem to akurat różnie wychodzi, bo mam kota. Rudego i wyjątkowo skutecznego w budzeniu śpiących ludzi. Podejrzewam, że ten koleś potajemnie scrolluje nocą mojego Facebooka i szkoli się u samego kota Jaśniepana. 😉

Freelance ma jednak taki plus, że teraz po ciężkiej nocy mogę obrócić się na drugi bok i pójść spać dalej. Albo w ogóle zrobić sobie wolne. Albo chociaż zdrzemnąć się w połowie dnia. W biurze to by raczej nie przeszło, prawda?

Oczekiwania: będę pracować na spokojnie, z kubkiem ciepłej kawy w ręku

Rzeczywistość: Różnie to bywa. Czasami spokojnie robię swoje i mam nawet czas wypić kawę. Czasami kawa stygnie, bo złapałam flow i klepię jak najęta w klawiaturę. Czasami zleceń jest tak w sam raz i mam czas odpocząć. Czasami pracuję po 10-12 godzin dziennie.

Różne są momenty, ale w ogólnym rozrachunku uważam, że moja praca stała się dużo spokojniejsza niż była w korpo czy w agencji. Zapewne dlatego, że z czynników, które mogą coś zmienić w moim dniu pracy, zostali tylko klienci, dla których piszę.

Odpadło mi dużo rozpraszających bodźców. Nie muszę walczyć o skupienie, z którego non stop wyrywa mnie kakofonia rozmów, śmiechów i telefonów. Nie muszę się martwić, co usłyszę na spotkaniu ani współczuć żonie współpracownika, która została przez niego solidnie oburczana, bo właśnie zadzwoniła i przerwała mężowi ciężką pracę obiecujący flirt z nową koleżanką.

Oczekiwania: będę pracować, skąd tylko zechcę

Rzeczywistość (zaskrzeczała): W praktyce wygląda to tak, że miejscem, z którego chcę pracować, jest dom. I w nim wybieram co najwyżej między biurkiem, łóżkiem, a fotelem (A dzisiaj mam ochotę popracować przy biurku!). Latem mogę jeszcze uprawiać swój cyfrowy nomadyzm z tarasu. 😉

A co z tą modną wizją pracy na wakacjach i pod palmami?

Powiem tak: w zeszłym roku pracowałam na wakacjach i nie polecam. Bo wakacje są od odpoczywania, a nie od pracowania. A na plaży nie próbowałam, i nie zamierzam. Bo kto mi potem będzie laptopa z tego piasku czyścił? 😉

OK, jeszcze kawiarnia. Do tej pory pracowałam z kawiarni raz. A potem zamknęli gastronomię z powodu pandemii. Ale gdybym mogła, to chętnie bym czasem wyskoczyła w jakieś klimatyczne miejsce, tak dla odmiany od domowej rutyny.

Oczekiwania: będę pracować bez szefa nad głową

Rzeczywistość: Jak to: bez szefa? A ja to kim niby jestem? Najbardziej wymagającym szefem ever. O ile tylko widzę sens danego działania.

No i często klienci lubią się wczuwać w rolę szefa. Ba, niektórzy freelancerzy nawet sami im to sugerują (wiecie, ten relikt z poprzedniej epoki – „klient nasz pan”). Moim zdaniem to błąd – klient to klient. Choćby dlatego, że zwykle mało wie o specyfice mojej pracy. Właśnie dlatego nie widzę sensu w oddawaniu sterów klientom.

Relacja z klientem powinna być równorzędna i partnerska.

Szefować wolę sobie sama – to w moim przypadku sprawdza się najlepiej. W końcu mam w swoim Top 5 Dowodzenie, prawda? Poważanie też mam. Te talenty zastępują mi najlepiej każdego „zewnętrznego” szefa. Jestem dla siebie takim szefem, jakiego potrzebuję – wymagającym, ale dającym dużo niezależności. Konkretnym. Empatycznym. Zdrowym.

Niestety, w swojej 13-letniej karierze zawodowej takiego szefa nie spotkałam ani razu.

Spotykałam za to szefów kontrolujących, nie mających pojęcia o mojej pracy i wiecznie przeliczających kreatywność na rosnące słupki. Brrrr!

Oczekiwania: będę pracować wtedy, kiedy będę miała na to ochotę

Rzeczywistość: To zależy. Bo chęci do pracy i motywacji nie da się przewidzieć. Z tego powodu ustalam terminy realizacji tak, żeby uwzględnić w nich ewentualny spadek formy.

Staram się zawsze na maksa wykorzystać te momenty, w których mam naturalny flow. Dostosowuję też do siebie godziny pracy. Gdy mam ochotę, zaczynam o 7 czy 8 rano. Gdy nie mam ochoty – zaczynam później i kończę później.

No i nie nastawiam się na pracę przez określoną liczbę godzin – żadnego karnego odsiadywania 8 godzin! Pracuję zadaniowo. To najlepiej się u mnie sprawdza.

Oczekiwania: będę pracować mniej niż na etacie

Rzeczywistość: Hmmm… Powiedziałabym raczej, że bywa różnie, ale przynajmniej teraz nikt mi nic nie narzuca.

Jeśli super sobie radzę z pracą i sprawnie mi idzie, nie muszę się obawiać, że nagle ktoś mi dołoży 2 razy wyższy target, bo chce zabłysnąć przed prezesem (i ma w nosie, że dla mnie jakość jest ważniejsza niż ilość).

U siebie to ja decyduję, ile jestem w stanie zrobić w ciągu godziny, dnia, tygodnia i miesiąca, i nie bawię się w podwyższanie targetów, żeby zarząd widział. Copywriter to nie fabryka. W pracy kreatywnej nie ma miejsca na targety, kejpiaje i inne dziwne wskaźniki.

Oczekiwania: zapomnę o męczących dojazdach

Rzeczywistość: Prawda jest taka, że czasami dojazdy były najprzyjemniejszą częścią dnia pracy – mówię tu o czasach, kiedy jeździłam do pracy rowerem.

Niestety, zajmowało mi to też sporo czasu. Dzięki temu, że pracuję z domu, oszczędzam dziennie dobre 2 godziny – które kiedyś musiałam poświęcać na ogarnięcie się i dojazd w obie strony.

Koszty? Nie zmalały. Może nie potrzebuję teraz paliwa i biletów, ale prądu, wody i ogrzewania już tak. 😉

Sprawdź: Czy freelance jest tani? Poznaj 6 rzeczy, za które płacą najlepsi freelancerzy

Oczekiwania: będę pracować ciszy i w samotności

Rzeczywistość: Pracuję w ciszy i samotności. Miód na moją introwertyczną duszę! Lubię ludzi, ale po kontakcie z nimi muszę odpocząć. Po 8 godzinach na etacie każdego dnia byłam dosłownie wypruta z energii. Gdy przychodził weekend, marzyłam tylko o tym, by zakopać się pod kocem na resztę życia i nie musieć nigdzie wychodzić (tak, chyba marzyłam o pandemii – sorry!).

Najbardziej bolało mnie to, że każdy dzień wyglądał tak samo. A gdy wracałam do domu, nagle był wieczór, trzeba było iść spać i rano znowu wracać do biura. Czułam się, jakby ktoś mnie wsadził do kołowrotka.

Źródło: https://demotywatory.pl/4919912/Kiedy-wracam-z-pracy-do-domu-tylko-po-to-zeby-zjesc-polozyc

Teraz, gdy pracuję w samotności, lubię do kogoś napisać lub zadzwonić w przerwie, albo wyjść z domu po całym tygodniu siedzenia. Zupełnie mi się odmieniło – pewnie dlatego, że nie rozładowuję sobie baterii tak mocno, jak kiedyś, gdy pracowałam w open spasie i „świetnej atmosferze”. Taaa…

I jakie trudne wtedy były poranki, gdy trzeba było wyjść z ciepłego, wyrozumiałego łóżka i ruszyć w nieprzyjazny świat korporacji…

W tym równaniu nie uwzględniłam jedynie sąsiadów

A oni są. I często swoje istnienie mocno akcentują dźwiękiem. No sąsiadów w bloku po prostu słychać – czasami tylko dlatego, że blok był budowany oszczędnie i ma cienkie ściany, a czasami dlatego, że sąsiedzi okazują się bucami i uważają, że są u siebie, więc MOGĄ (dopowiem: głośno słuchać muzyki, robić imprezy co 2 dni, wiercić od 7 do 22).

A ja mieszkałam w bloku, w którym było kiedyś dużo seniorów. Dzieci i wnuki odziedziczyły po nich mieszkania, co skończyło się… tak, dobrze myślisz. Neverending remont-story. Jak w jednej klatce kończyli, to zaczynali w drugiej. Albo nade mną. Albo pod. I tak nieprzerwanie przez 3 lata, kiedy tam mieszkałam.

Czego nauczył mnie freelance?

Przede wszystkim:

  • jeszcze lepszego planowania i organizacji pracy, z uwzględnieniem swojego naturalnego rytmu produktywności,
  • znajdowania czasu na pracę w skupieniu,
  • wykorzystywania w pracy moich mocnych stron,
  • bardziej strategicznego myślenia i brania pod uwagę różnych scenariuszy,
  • elastyczności i dopasowywania planów do aktualnych warunków,
  • otwartości,
  • szukania sposobów, a nie wymówek,
  • tego, że nie można rezygnować z działania tylko dlatego, że może się nie udać,
  • wszechstronności i próbowania nowych rzeczy.

I co? Rozwiałam jakieś Twoje nadzieje?

Mam nadzieję, że nie. Nie chodziło mi o to, żeby Cię zniechęcić, tylko żeby nieco odczarować te wszystkie romantyczne wizje i doprawić je odrobiną rzeczywistości. 🙂

Ale nawet w takiej realistycznej odsłonie freelance ma całą masę zalet. Czujesz, że taki sposób pracy by Ci odpowiadał? To spróbuj! Może u Ciebie zaskoczy?

A Ty jak sobie wyobrażałeś swój freelance? Albo jak go sobie wyobrażasz? Daj znać w komentarzu i porozmawiajmy o tym!

Freelance – oczekiwania vs. rzeczywistość. Podsumowanie
Przewiń na górę