Życie nie jest nieustającym pasmem sukcesów, podobnie jak tworzenie treści. Każdy twórca, pisarz, bloger czy copywriter powie Ci to samo. Na jeden jego dobry tekst przypadało co najmniej kilka słabszych. Czy warto się tym przejmować? Czy to normalna kolej rzeczy, czy oznaka braku umiejętności? Spróbujmy rozstrzygnąć.
Fazy rozwoju copywritera
Sama najpierw zbierałam się prawie rok, żeby zacząć pisać na zlecenie. Wcześniej tylko prowadziłam bloga. Dzięki temu wiedziałam, że pisać lubię i umiem.
Potem trafił się dogodny moment, znalazłam czas i jakoś tak z biegu zaczęłam dorabiać na pisaniu.
Na początku robiłam zlecenia z Oferii i Giełdy Tekstów. W ten sposób uczyłam się, jak pisać zgodnie z wytycznymi, żeby zleceniodawca treść zaakceptował – i to, obok podstawowej poprawności językowej, było głównym kryterium.
Pozostałymi niuansami na początku sobie głowy nie zawracałam. Wrodzona (nabyta) lekkość formułowania myśli pomagała mi w tworzeniu całkiem dobrych, jak na tamten moment, tekstów.
Potem zmieniłam tryb pracy z freelance’u na etat – oczywiście, dalej jako copywriter.
Dzięki temu, że trafiłam na dość wymagający projekt i obracałam się z grubsza w jednej, podobnej tematyce, nabrałam wiatru w żagle i znacząco rozwinęłam swoje umiejętności.
Pisałam jeszcze więcej niż wcześniej. Miałam okazję testować nowe pomysły. Oprócz tego zaczęłam coraz więcej czytać o copywritingu, SEO, dokształcać się, a potem wykorzystywać uzyskaną wiedzę w praktyce.
Dlaczego piszemy słabe teksty?
Zważywszy na to, że jednak ciągle się uczyłam, zdarzało mi się napisać coś słabszego. Poza tym nie ukrywajmy, każdy człowiek ma czasem gorsze dni.
Może się nie wyspał, łapie go przeziębienie, coś zepsuło mu humor albo po prostu wokół jest zbyt duży hałas i wszystko go rozprasza.
Wtedy napisanie choćby 2 tysięcy znaków urasta do rangi zdobycia Mount Everestu.
Czy złe treści mogą nieść jakąś wartość?
Nie zmienia to jednak faktu, że pośrednio wszystko to, co mi nie wyszło, doprowadziło mnie do miejsca, w którym jestem teraz.
Kiedy potrafię sprawnie poruszać się w obwarowaniach, jakie narzuca mi sposób komunikacji marki i jeszcze “przemycić trochę siebie” w tekstach, uczynić je charakterystycznymi.
Dbam o to, by moje artykuły dobrze się czytało i równie dobrze pisało.
Wiem też mniej więcej, jakie potknięcia zdarzają mi się najczęściej. Dzięki temu mogę je sprawnie wyeliminować na etapie korekty i redakcji.
Na swoich słabych treściach wypracowałam sobie także pewną rutynę tworzenia.
Teraz cały proces zajmuje mi mniej czasu. Nie muszę pomiędzy jego poszczególnymi etapami się zastanawiać, co dalej, bo robię to wszystko odruchowo.
Przetestowałam przy tym liczne narzędzia, które usprawniają mi pracę, pisanie i poprawianie. W efekcie wybrałam tylko te, które się u mnie sprawdzają najlepiej.
Przeanalizowałam też swoje gorsze teksty, ich układ, treść, sposób formatowania… Wyciągnęłam wnioski.
Wiem, co sprawia, że artykuł jest słaby. Dlaczego wywołuje mniej komentarzy niż zwykle.
Czego trzeba, żeby nawet mnie samej się nie podobał – i jakie są wtedy szanse, że nie zachwyci później również innych osób.
I jeszcze jedno. Kiedy piszesz dużo, statystyka działa na Twoją korzyść. Nawet gdy powstają przy tym także gorsze treści.
Na livie u Marty Idczak opowiadał o tym Grzegorz Halama:
Łatwo zebrać płytę złożoną z samych genialnych piosenek Wojciecha Młynarskiego. Ale żeby one powstały, musiał napisać około 56 tysięcy piosenek w ogóle, a kto zna 50 tysięcy piosenek Młynarskiego? Albo Robert Górski: skecze tworzy hurtowo, pisze codziennie ogromne liczby tekstów, aby z nich wybrać najlepsze do dopracowania.
Czy żałuję?
Nie wiedziałabym tego wszystkiego, gdybym nie miała na koncie słabszych treści.
I prawdą jest też to, że artykuły i newsy sprzed roku, dwóch są dobrym wskaźnikiem mojego rozwoju.
Jeśli czytam je i myślę sobie “O rany, co ja tam napisałam, to trzeba było zrobić kompletnie inaczej…”, to nie znaczy, że jestem złym copywriterem.
To znaczy, że teraz jestem o wiele lepszym.
Że może kiedyś byłam mniej doświadczona, ale w tej chwili mam większą wiedzę, umiejętności i potrafię je zastosować w praktyce.
Było więc warto napisać wszystkie te słabsze teksty. One były tym fragmentem drogi, który musiałam przejść, by dotrzeć dalej.
Podejdź do tego tak samo, a też się rozwiniesz. Trzymam za Ciebie kciuki! ?
Podsumujmy.
Dlaczego warto pisać złe teksty?
- bo rozwijasz swój warsztat,
- wypracowujesz rutynę tworzenia, dzięki której przyspieszasz cały proces,
- możesz potem na ich podstawie wyciągnąć wnioski, co poprawić w swoim pisaniu,
- trzeba pisać dużo, w tym także słabszych treści, by móc stworzyć te najlepsze,
- bo to nieuniknione; czasem nawet najszczersze chęci nie wystarczą, jeśli masz gorszy dzień.
Nie chcesz już pisać złych tekstów? Pobierz moją Checklistę Dobrego Tekstu i zyskaj pewność, że publikujesz dopracowane treści!